Kiedy oczekiwania zderzają się z rzeczywistością - "Par paranoje" Charlesa Ludlama

Mam dla Was dziś coś zupełnie innego, nic zazwyczaj, ale zwyczajnie muszę to z siebie wyrzucić. Otóż, byłam wczoraj na sztuce "Par paranoje" autorstwa Charlesa Ludlama i nie wiem czy wychodząc z niej byłam bardziej zażenowana czy zawiedziona. Ale zacznijmy od początku.

Faktoria kultury w Pruszczu Gdańskim

Jeśli nie wiecie czym jest Faktoria kultury, to już spieszę z wyjaśnieniami. To taki doroczny "festiwal" sztuki i muzyki, który trwa przez całe wakacje. Praktycznie codziennie organizowane są różne wydarzenia, przedstawienia teatralne i koncerty. Ja biorę udział w tym wydarzeniu już drugi raz, ale dopiero w tym roku bardziej zainteresowałam się tym, co tam się właściwie dzieje. Rok temu byłam tam tylko na kilku koncertach, które wspominam bardzo dobrze. Wszystkie były dosyć kameralne, co z pewnością jest ciekawym doświadczeniem. Szczególnie interesujące było dla mnie porównanie dwóch występów Huntera, które widziałam w odstępie jakichś dwóch tygodni. Najpierw w Faktorii, w gronie jakichś 50 osób, a później na Woodstocku, na który przyjechało ponad 800 tysięcy ludzi. Kontrast był ogromny i nawet dla samej możliwości porównania tych dwóch wydarzeń warto było być na obu.

Źródło: gdansk.naszemiasto.pl


Ale zbaczam z tematu, bo mieliśmy dziś rozmawiać o teatrze. W tym roku Faktoria zorganizowała 16 przedstawień teatralnych, z których około połowa jest jeszcze przed nami. Duża część z nich jest jednak przeznaczona dla dzieci, ale znalazło się kilka spektakli, które chciałam zobaczyć. Do nich zaliczało się "Par paranoje", o którym sobie dziś porozmawiamy.

Duże oczekiwania, słaba realizacja 

Zanim poszłam zobaczyć "Par paranoje", postanowiłam zorientować się czego mogę się spodziewać. Autorem tej sztuki jest Charles Ludlam, który stworzył też między innymi "The Mystery of Irma Vep" (możecie sprawdzić ją tutaj), o której słyszałam dużo dobrego. Sam autor z resztą jest bardzo ceniony, dostał się nawet do American Theater Hall of Fame, czyli wydawać by się mogło, że "Par paranoje" będą pozycją godną uwagi.

Źródło: gdansk.naszemiasto.pl


Sam Ludlam powiedział o swoim dziele, że ma ono w zabawny sposób przedstawiać problemy, przed jakimi stają współczesne pary, ale jednocześnie ma ona stanowić karykaturę psychiatrii i psychoanalizy. Nie ukrywam, że małżeńskie kryzysy mnie nie interesują, ale ta druga część opisu bardzo mnie zaintrygowała. Niestety ten pomysł przedstawiony w reżyserii Adama Orzechowskiego zniknął gdzieś przy nieśmiesznej komedii w stylu "chłop się za babę przebrał".
Pozwólcie, że na szybko streszczę Wam fabułę, żebyście mieli pojęcie o czym mówię. W sztuce pojawiają nam się tylko cztery postaci - dwa małżeństwa. Pierwsze z nich to para psychiatrów, Karen Gold (Anna Kociarz) i Lenard Silver (Robert Ninkiewicz), a druga to ich pacjenci, Fred (Cezary Rybiński) i Eleanor (Justyna Bartoszewicz). Cała fabuła opiera się na tym, że między Karen i Fredem i Lenardem i Eleanor nawiązuje się romans. Mamy sporo żartów z seksu, przy których cała publiczność umierała ze śmiechu i oklepany motyw spotkania dwóch par w zagranicznym hotelu, podczas którego cała intryga wychodzi na jaw. Orzechowski nie pokazał niczego odkrywczego, a sam humor był tak żenujący, że ciężko było go przeboleć.

Źródło: gdansk.naszemiasto.pl


Aktorzy starali się jak mogli, próbowali uratować tą katastrofę, ale niestety z marnym skutkiem. W dodatku tej karykatury psychoanalizy zupełnie tam nie zauważyłam. Co więcej, w pewnym momencie wydaje mi się, że aktorzy próbowali przekonać widownię do tego, że w sumie nie wiadomo kto jest tu chory psychicznie, ale miało to raczej marny skutek.

Chłop się za babę przebrał

Zaraz obok przewidywalnej fabuły, to właśnie humor jest najsłabszą stroną całej sztuki. Cała komedia opiera się na tym, że Eleanor jest niezadowolona ze swojego życia łóżkowego, więc ciągle pokazuje Lenardowi co chciałaby z nim zrobić. Nie od dziś wiadomo, że jeśli autor musi opierać swój humor na komedii fizycznej, nie powstanie z jego dzieła nic śmiesznego.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze, bo aktorów skaczących po sobie na scenie jeszcze da się jakoś przeboleć. W jednej z końcowych scen mamy prawdziwy kabarecik - Freddy wchodzi na scenę przebrany za Karen i próbuje poderwać Lenarda. W tym momencie walczyłam ze sobą, żeby nie pojechać do domu, kiedy wszyscy wokół mnie umierali ze śmiechu. W którejś chwili zauważyłam nawet, że para obok mnie zaczęła na mnie krzywo patrzeć. Bo przecież jak to? Kogoś może nie bawić mężczyzna w sukience uganiający się za innym facetem? Skandal!

Źródło: gdansk.naszemiasto.pl


Cóż, chyba na tym etapie nikogo nie zaskoczy to, że nie polecam spektaklu "Par paranoje". Spodziewałam się czegoś ciekawego, a dostałam marny kabarecik śmiejący się z facetów w sukienkach, homoseksualistów i chorób psychicznych. Jak zobaczycie, że w Waszych miastach przedstawiają tę sztukę, omijajcie ją szerokim łukiem.

PS.: Pewnie wybiorę się na kolejne spektakle w Faktorii, więc jeśli jesteście zainteresowani tym, co będę miała o nich do powiedzenia, dajcie znać!

Książki - porównaj na Ceneo.pl

A jeśli chcesz czytać mnie dalej lub przekonać się co zazwyczaj robię na tym blogu, sprawdź te posty:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dom za złotówkę? - Nawiedzony dom pod Ostrołęką

5 miejsc w Gdańsku, w których straszy

Nikt nie wytrzymał zwiedzania do końca - Nawiedzony dom McKamey Manor w San Diego